Rozmowa z Anną Konarską, prezeską Zabrzańskiej Agencji Realizacji Inwestycji, zarządzającej, m.in. miejskim targowiskiem.
ZARI otrzymała pół miliona dofinansowania z miejskiego budżetu. Trochę mało. W poprzednich latach spółka dostawała po 700-800 tys. zł.
Nie jest tajemnicą bardzo trudna sytuacja finansowa miasta. Oszczędności i redukcje wydatków dotyczą wszystkich miejskich jednostek, dlatego nie narzekam, ale bardzo się cieszę, że prezydentka i radni znaleźli zrozumienie dla naszych potrzeb i problemów.
Ale skąd się biorą te problemy? Przecież targowisko powinno być finansowym samograjem.
Powinno być, ale nie jest. Nie moją rolą jest komentowanie decyzji poprzednich władz miasta, ale coś poszło nie tak z generalnie dobrym pomysłem utworzenia targowiska miejskiego z prawdziwego zdarzenia.
Zły biznesplan?
Targowisko zostało zmodernizowane 10 lat temu za 7,8 mln zł. Około 5,5 miliona pochodziło z unijnego projektu Jessica, a na resztę zaciągnięto kredyt w Banku Ochrony Środowiska. Przypomnijmy, że w ramach programu Jessica przyznawano samorządom preferencyjne kredyty na inwestycje związane z rewitalizacją miast. Media pisały wówczas, że miasto „pozyskało” pieniądze, ale to nie jest precyzyjne określenie. Mimo dobrych warunków finansowych to wciąż była pożyczka, którą trzeba spłacić. Targowisko miało zarobić na raty kredytu i dodatkowo przynosić zyski, ale tak się nie stało.
Co poszło nie tak?
Budowa infrastruktury handlowej to jest dopiero połowa sukcesu. Aby targowisko odniosło sukces, zabrzanie muszą tam robić zakupy. Niestety, w poprzednich latach nie zadbano o promocję tego miejsca wśród handlowców i klientów. Wyrabianie wśród mieszkańców nawyków zakupowych nie jest zadaniem łatwym, ale targowisko, w nowej odsłonie, istnieje od 10 lat. To wystarczający czas do zbudowania silnej marki handlowej, opartej także na patriotyzmie konsumenckim. W Zabrzu
i okolicznych miastach jest wielu przedsiębiorców oferujących dobre i przystępne cenowo wyroby oraz usługi. Nie ma dla nich lepszego miejsca niż nasze targowisko. W Zabrzu mieszka ponad 150 tys. ludzi. To potężny rynek konsumencki.
Targowisko w pobliskim Mikołowie nie jest tak wygodne i nowoczesne, ale w godzinach handlowych trudno się tam przecisnąć. Niektórzy kupcy przyjeżdżają ze swoimi pysznościami z Wisły albo Krakowa, a czasami pojawiają się wędliniarze aż z Białegostoku.
Też mi się marzy nowoczesna, dobrze skomunikowana przestrzeń handlowa z bogatą ofertą nie tylko przemysłową ale także spożywczą. Chciałabym, aby zabrzańskie targowisko miejskie stało się gwarancją dobrych cen, przyjaznej obsługi klienta oraz wysokiej jakości towarów i usług.
To marzenie, czy plan?
Marzenie, które przekuwamy w plan. Dzieje się to powoli, bo na razie musimy się uporać z balastem przeszłości i problemami organizacyjno-administracyjnymi, ale to są nasze wewnętrzne sprawy i wolałabym ich szerzej nie omawiać.
W lokalnych mediach pojawił się zarzut, że pół miliona, od którego rozpoczęliśmy rozmowę, jest potrzebne na gazetę.
Z całym szacunkiem dla „Pulsu Zabrza”, ale naszym najważniejszym zadaniem jest wyprowadzenie na prostą targowiska miejskiego. Gazeta i towarzyszące jej media społecznościowe nam w tym pomogą, bo trudno sobie wyobrazić lepszą platformę do budowania marki targowiska. Poza tym „Puls” jest inwestycją biznesową, która docelowo ma przynosić zysk i wspierać nasze inne przedsięwzięcia. Rynek tradycyjnych mediów jest trudny, ale wciąż atrakcyjny. To prawda, że płatne, niskonakładowe tytuły mają problem z pozyskaniem reklamodawców, ale prasa bezpłatna, redagowana ciekawie i w przystępny sposób, wciąż ma spore grono czytelników. W tym upatruję szansę dla „Pulsu”. Tworzymy skuteczny i masowy kanał dystrybucji informacji, także biznesowej. Liczę na dobry odzew ze strony komercyjnych reklamodawców, ale myślimy nie tylko o nich.
To znaczy?
„Puls” pozwoli także na zaoszczędzenie wydatków reklamowych miasta i podległych mu jednostek. Miejskie instytucje sporo wydają na kampanie informacyjno-promocyjne na temat realizowanych przez siebie inwestycji albo wydarzeń. Na naszych łamach mogą to zrobić na preferencyjnych warunkach albo w ramach umów barterowych. Oferujemy znacznie większy i skuteczniejszy zasięg reklamowy, niż większość lokalnych i regionalnych mediów. Jednym słowem, „Puls Zabrza” nie jest obciążeniem, ale wartością dodaną, którą ZARI – poza dotychczasowymi zadaniami – może zaoferować miastu.
Rozmawiał Jerzy Filar