„Puls” podnosi puls

Dosyć nieoczekiwanie pierwszy numer „Pulsu Zabrza” wywołał sporo zamieszania w lokalnych mediach. Jest to budujące i dopingujące do dalszej pracy, bo w dziennikarstwie nie ma nic gorszego, niż obojętność.

Nasza gazeta wywołuje emocje, także negatywne. I dobrze. Jeśli ktoś nas krytykuje, to znaczy, że przynajmniej przeczytał. „Pulsowi” towarzyszy dyskusja, czy Zabrze powinno mieć swoją gazetę? To jest źle postawione pytanie. Prawidłowe brzmi: dlaczego dotychczas Zabrze nie miało swojej gazety? Uprzedzam ewentualne zastrzeżenia – „Nasze Samorządowe Zabrze” nie łapie się do tej kategorii. Ze względu na niski nakład i publicystyczną narrację jest raczej opiniotwórczym magazynem, niż skrojoną pod współczesne czasy masową gazetą informacyjną. Prawie każde miasto w naszym województwie ma swój odpowiednik „Pulsu”. Niektóre samorządy, jak Katowice, Jastrzębie-Zdrój czy Lędziny, wydają gazety pod własnym, miejskim szyldem. W innych, na przykład w Rudzie Śląskiej, Bieruniu, Mikołowie i Zabrzu, rolę wydawcy pełni miejska spółka albo dom kultury. W trzecim wariancie miasta nie wydają swoich gazet, ale wykupują strony w prywatnych tytułach, przejmując de facto kontrolę nad nimi. Z komercyjnego punktu widzenia, zabrzańska formuła jest najlepsza i najbardziej przejrzysta pod względem formalnym. Gdyby gazetę wydawało bezpośrednio miasto, pojawiłby się problem z pozyskiwaniem i rozliczaniem reklam. Miejskie spółki nie mają takich ograniczeń. Dosyć jasno mówi o tym w wywiadzie na sąsiedniej stronie Anna Konarska, prezeska Zabrzańskiej Agencji Realizacji Inwestycji, wydawcy „Pulsu”. Na razie gazeta nie przynosi zysku, ale dzięki bezpłatnej formule, wysokiemu nakładowi i skutecznej dystrybucji, jest szansa na przyciągnięcie reklam z komercyjnego rynku. Media nigdy nie są inwestycją zwracającą się po kilku tygodniach czy miesiącach, ale po roku można już pokusić się o pierwsze podsumowania.
W internetowej dyskusji nad „Pulsem” pojawia się też wątek wolnych mediów. Temat ciekawy, choć raczej teoretyczny. Czy wolna jest np. telewizja TVN? Jeśli tak, to dlaczego aż takie zamieszanie wśród polityków wywołują plany sprzedaży tej stacji? Jaki jest stopień wolności „Polsatu” w kontekście biznesowych, bardzo szerokich interesów właściciela stacji? A wracając na nasze, skromne podwórko. Pamiętacie zabrzańską gazetę niosącą dobre nowiny? To chyba jeden z najlepszych przykładów na to jak szybka i krótka jest droga od normalnej gazety do politycznej tuby.
Redaktor naczelny jednej z zabrzańskich gazet skarży się, że w związku z „Pulsem” miasto rzuca mu kłody pod nogi. Autor miał zapewne na myśli, że przestała do niego płynąć kasa z miejskich reklam. Gdyby jednak miasto wykupiło u niego kilka stron, co wtedy? W branży medialnej też obowiązuje podstawowa zasada wolnego rynku mówiąca, że „klient nasz pan”. Czy jeśli strony reklamowe za duże pieniądze wykupi producent samochodów elektrycznych, gazeta zdecyduje się na artykuł o zawodności tego środka transportu? To nie jest pytanie retoryczne, ale adresowane do zabrzańskiego redaktora, który poczuł się osierocony przez miasto.
A tak na koniec i na marginesie. Nie piszcie, że „Puls” nadaje się do pieca, bo to nieprawda. Papier gazetowy jest coraz bardziej ekologiczny, a przez to gorszy z opałowego punktu widzenia. Ponadto w „Pulsie” jest dużo zdjęć i innych ilustracji, wymagających większej ilości farby drukarskiej. Z tego jest więcej dymu, niż ognia.
Jerzy Filar